wtorek, 24 kwietnia 2018

MÓJ  ZACHWYT


Siedział tak długo w kontemplacji wspaniałego widoku.
Chciał to zamknąć w sobie,
uczynić swoją własnością,
utrwalić na zawsze
- nie mógł.
Piękno wymykało mu się,
przesączało się przez jego zmysły,
niknęło - był bezsilny.

W takich chwilach
ludzie malują naturalistyczne pejzaże
i fotografują.
To daje im złudzenie,
że złapali
przemijającą chwilę zachwytu nad światem.

                                 Stanisław Ignacy Witkiewicz - " Pożegnanie jesieni "




   Czy można się Afryką zachwycić ?

   Kiedy miałem pierwszy raz wyjechać do Kamerunu, a więc do czarnej Afryki, nie bardzo miałem pojęcie jak się do tego przygotować. Jedno co wiedziałem, to musiałem zdobyć wizę i zrobić szczepienia. Ze szczepieniami nie było problemu. poszedłem do sanepidu, powiedziałem o co chodzi i dostałem całą serię szczepionek na wszystkie możliwe zakaźne choroby. Prawa moja noga poddana była kilka tygodni wcześniej operacji więc mi ją oszczędzono, natomiast lewe udo i oba ramiona musiały przyjąć po kilka porcji szczepionek. Za miesiąc druga seria. Do Kamerunu nie wpuszczą obcego bez szczepień na żółtą gorączkę, na lotnisku trzeba trzeba się okazać "żółtymi papierami", natomiast wszystkie inne szczepienia warto mieć dla własnego bezpieczeństwa. Niestety nie ma szczepionki na najczęstszą i bardzo groźną niekiedy chorobę Afryki czyli malarię.

    

   Z wizą do Kamerunu wcale u nas nie jest tak łatwo. W Polsce nie ma ambasady czy konsulatu Kamerunu.
Z tym problemem ks. bp Jan Ozga na którego zaproszenie tam jechałem, wysłał mnie do swojej sekretarki misyjnej w Polsce siostry Haliny ze zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Siostry, które również pracują w Kamerunie mają swoje drogi do uzyskania wizy. Mój paszport z zaproszeniem wysłany został do pana Marka w Paryżu i tam w ambasadzie dostałem wizę. Droga do wielkiej przygody została otwarta.



   Będąc u Sióstr od Aniołów miałem okazję porozmawiać z siostrą Marią, która była na misji w Rwandzie. Wypytywałem się przede wszystkim o to co ze sobą zabrać, co mi tam będzie potrzebne, jakich warunków mogę się spodziewać i w ogóle jak się przygotować na taki wyjazd. Porozmawialiśmy o wielu rzeczach, a na koniec naszej rozmowy siostra Maria powiedziała mi coś co zapamiętam na zawsze: "panie Zygmuncie pan się zakocha w Afryce". Jej słowa chyba się sprawdziły. Byłem już i na Kamczatce i w Ameryce Środkowej, i w Ameryce Południowej i na Bliskim Wschodzie, ale zawsze to co zobaczę porównuję do Afryki, do Kamerunu. Może tylko dlatego, że była to moja pierwsza taka egzotyczna wyprawa. Może.  



   Jadąc do Kamerunu miałem swoje wyobrażenia Afryki z filmów, ze zdjęć, z opowieści misjonarzy. Kiedy znalazłem się na miejscu z moich wyobrażeń zostało zero. Wszystko było inne, całkiem inne. Nie zobaczyłem żadnego z oczekiwanych zwierząt, nie zobaczyłem pięknych baobabów rosnących majestatycznie na sawannie, nie zobaczyłem, nie zobaczyłem ... 
   Kiedy wylądowaliśmy w stolicy kraju Jaunde gdzieś około 19-tej było już ciemno - słońce zachodzi o 18-tej. W hali przylotów było bardzo gorąco. Czekałem na bagaże licząc na szybkie wyjście na zewnątrz by się trochę ochłodzić. Powitanie z ks. biskupem, bijatyka miejscowych chłopaków o opiekę nad moimi bagażami i wychodzimy. To co spotkało mnie na zewnątrz z miejsca mnie powaliło. Po prostu w hali była może słaba, ale była klimatyzacja. Tu na zewnątrz normalne jak na Kamerun o tej porze roku około 35 stopni. Żyć nie umierać.

  

   Mój trzeci przylot do Kamerunu miał miejsce 19-go stycznia. Już w pierwszych moich rozmowach dowiedziałem się, że w tym roku nie będzie kawy, bo nie padał deszcz. Trochę mnie to zaskoczyło, bo mniej więcej od początku grudnia jest tu pora sucha. Okazało się, że mimo suchej pory po Bożym Narodzeniu, gdzieś w okolicach Nowego Roku powinien spaść deszcz by mogła zakwitnąć, a potem owocować kawa. Trudno ludzie nie zarobią w tym roku. Po kilku dniach w nocy około trzeciej godziny obudziły mnie gromy i padający deszcz, przyszła burza. Po dwu dniach zakwitła pięknie kawa. Miałem okazję być na jej plantacji w Atoku. Widok wspaniały, a zapach kwitnącej plantacji niesamowity.

    kwitnąca kawa :

   Moje zdjęcia jak na razie przedstawiają tylko kwiaty. Kwiatów w styczniu, a jest to pora sucha jest dużo. 
   Zawsze byłem ciekawy jak to jest, że nie ma jesieni i drzewa nie zrzucają liści. Jesteśmy przyzwyczajeni do czterech pór roku - wiosna, lato, jesień, zima i do przyrody, która dostosowana jest do tych pór. W tropikalnym kraju jakim jest południowo-wschodni Kamerun są też cztery pory roku - mała sucha, mała deszczowa i duża sucha i duża deszczowa. Niezależnie jaka to jest pora to temperatura oscyluje w granicach 30-35 stopni. W styczniu jest pora sucha i temperatury trochę niższe. Spadają rekordowo nawet do 15-18 stopni. Moim rekordem ciepła było 49 stopni, ale było to już w marcu i trochę dalej na północ Kamerunu gdzie lasy przechodzą w sawannę. A co do spadających w jesieni liści to w tropiku drzewa są zielone cały rok, z tym że one ciągle opadają i rosną. W porze suchej liści jest mniej, bo mniej rosną, a więcej opadają. Odwrotnie jest w porze deszczowej, wtedy mamy szaleństwo zieleni.
   Wracając jeszcze do kwiatów chcę pokazać kwitnący na niebiesko krzew, który bardzo mi się podobał.

 mój niebieski krzew :


   Dałem tytuł dzisiejszego wpisu: "mój zachwyt". Czym się można w Kamerunie zachwycić? Wszystkim. Tak wszystko co spotykałem było nowe, ciekawe, zachwycające. Nawet upał i zwalająca z nóg wilgotność powietrza może być, zwłaszcza teraz po powrocie do kraju, zachwycająca.
   Wspomniałem, że przed pierwszym moim wyjazdem do Afryki spotkałem się z siostrą Marią. Jedną z podpowiedzi jakie mi dała, to żebym zabrał ze sobą cukierki dla dzieci. Zabrałem trzy kilogramy - brakło. Dzieci łatwo cukierkami kupić, a kiedy zaprzyjaźnię się z dzieckiem to już łatwo jest o przyjaźń z mamą. tatą. Dzieci zawsze i wszędzie są pięknym skarbem. Wśród nich zawsze się ja dziadek dobrze czułem.





   wśród dzieci zawsze czuję się jak ich dziadek :


   W jednym z poprzednich postów wspominałem o adoptowanych przez moją Irenę i potem przeze mnie kameruńskich dzieciach. Naprawdę nie trzeba wiele dać by opłacić dziecku w Afryce naukę w szkole. Każda misja prowadzi najczęściej przedszkole i szkołę podstawową. Jest to związane z kosztami. Trzeba utrzymać budynki, opłacić personel, dokarmiać dzieci. Rodzice finansują wyprawkę uczniowską, a także muszą częściowo pokryć koszty szkoły. Przy braku pracy i jakichkolwiek zarobków cześć rodziców zrezygnowała by z edukacji dzieci. "Adopcja serca" rozwiązuje ten problem.


        z adoptowanym przez Irenę Jermin
z Jermin i moją Anetką :


   Dzieci są dziećmi, a rodzice? Jestem z moją Ireną w Domowym Kościele-ruchu formującym sakramentalne małżeństwa. Nasz ruch przejął metodę formacyjną z francuskiego, a dzisiaj światowego ruchu Ekipe Notre Dame. W Kamerunie są ekipy END i miałem spotkanie z rodzinami jednego z rejonów. Bardzo miłe i ciekawe dla chyba obu stron spotkanie. Zachwyciłem się ich strojami. Każda para animatorskia była ubrana jednakowo. To mi się podoba.








   Zachwycić można się wieloma scenkami wziętymi z życia. Pokazywałem już chyba kiedyś rzekę, gdzie jest miejsce na kąpiel i na pranie. Inne miejsce z wodą, które poznałem to bagna w Esseng przez które przepływa się pirogami. Jest to po prostu jedyna droga prowadząca w ich pole. Miałem okazję przepłynąć pirogą tę drogę, dla mnie super, czułem się naprawdę jak w filmie. Szalona gęstwina zieleni wokół, plusk kija, którym nasz przewoźnik się odpychał, ja czekałem na krokodyla który zechce nas połknąć.       

 pranie i kąpiel nad rzeką :


przeprawa pirogą przez bagna : 


   Pirogą przepływałem przez bagna, ale że podobają mi się sporty ekstremalne to zdecydowałem się kiedyś by miejscowy chłopak przeprawił się ze mną pirogą przez rzekę Dja. Trzeba wyjaśnić, że piroga to łódka wykonana z jednego pnia drzewa. Tradycyjnie dłubano ją kiedyś maczetami. Teraz wykorzystywane są również piły motorowe. Jest ona bardzo płytka, a jeszcze bardziej wywrotna. Trzeba naprawdę mieć dobry zmysł równowagi by nią kierować. Ja jako pasażer miałem spokojnie siedzieć i nie wiercić się, ale musiałem przecież robić zdjęcia. Miałem dobrego kapitana, dopłynęliśmy. Przez Dja mieliśmy przepłynąć promem samochodowym, ale nie było żadnej obsługi więc ja wariat nie zważając na krokodyle, a były, kazałem się przewieźć pirogą. Chłopak wysadził mnie na drugim brzegu i wrócił. Czekając na prom z samochodem i resztą załogi podziwiałem roślinność i ptaki. Po około 40 minutach zauważyłem, że prom wyruszył, ale nie dopłynął nawet do połowy rzeki i wrócił z powrotem na brzeg. Trochę mnie to zaniepokoiło, bo rzeka to kilkaset metrów wody z krokodylami i żadnej poza wzrokową łączności. Takie półtorej godziny czekania na resztę załogi może wzbudzić zachwyt. Prawda?         

przepływam pirogą prze Dja : 

mój kapitan :


   Wariat lubiący sporty ekstremalne. Takiego to tylko wysłać do Kamerunu.
  Byliśmy w Kribi, mieście leżącym nad oceanem, nad Zatoką Gwinejską. Jest tam piękna rzeka, która wpada do oceanu wodospadem. Około kilometr od brzegu znajduje się tam próg skalny wysokości ok 10 metrów. Spadająca z tego progu woda wymyła już dużą zatokę. Rzekę rozdzielona jest  na dwa nurty przez dużą skałę, tak że do oceanu spadają dwa wodospady. Będąc na plaży zauważyłem któregoś dnia miejscowych chłopców skaczących z tej skały do wody. Oni mogą, a ja? Umówiliśmy się z jednym z właścicieli pirogi, że dopłynie z nami do tej skały. Sztuka pokonania skłębionego nurtu rzeki poniżej wodospadu nie była łatwa. Ja z Krystianem i Elą siedzieliśmy na dnie pirogi, a nasz przewoźnik walczył. Za pierwszym razem przegrał, wypadł do wody. Ponowiliśmy próbę i znaleźliśmy się na skale. Wspinaczka i ... Z wysokości tych dziesięciu metrów kłębiąca się woda wyglądała jeszcze groźniej. Krystian był odważniejszy, skoczył pierwszy. Nie miałem wyjścia skoczyłem. Ela na szczęście nie podjęła się ryzyka i mogła zrobić mi zdjęcie. 
wariatów podobno nie trzeba siać
sami się rodzą : 


   Na koniec potrzebne jest zawsze wyciszenie. Mam coś co mnie zachwyciło, a równocześnie może wyciszyć "wariackie" emocje. W Atoku, mieście gdzie posługują księża marianie wybudowano nową aulę parafialną, a jej ściany ozdobiono pastelowymi rysunkami przedstawiającymi sceny biblijne. Dla mnie piękne w swojej prostocie, zachwycające.

scena Bożego Narodzenia :
/nie widzę tu króla murzyńskiego/ 


 cud w Kanie Galilejskiej :





jeszcze kilka "zachwycających" myśli :


Nieśmiałość ... 
gdy zachwyt nad pięknem
jest tak wielki,
że aż czasem odbiera mowę ...
by nie spłoszyć chwili. 


prawdziwy zachwyt objawia się ciszą.



człowiek zawsze jest dzieckiem,
kiedy zachwyca się światem.




największy zachwyt wzbudza to,
co naprawdę nie istnieje.

4 komentarze:

  1. Te skoki Zygmuncie to była czysta głupota..., tak sobie dzisiaj myślę. Ale skoczyłbym jeszcze raz!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. A czy nie są to same królowe??? Dlatego nie ma króla murzyńskiego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli skoczyłbyś jeszcze raz to znaczy, że nie do końca była to głupota. A zresztą wariatów jak powiedziałem nie sieją, sami się rodzą. Wiem, że nie wszyscy akceptują takie ryzykanctwo, ale dzięki temu życie jest ciekawsze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Same królowe... chyba nie bo jeden z nich ma zarost, a więc król.
    Mnie najbardziej podobają się ich pantofelki. Takie w sam raz na długą drogę gdzieś ze wschodu.

    OdpowiedzUsuń