wtorek, 30 stycznia 2018

WODA  ŻYCIA


Jak bez powietrza tak i bez wody
Nie da się przeżyć dzionków zbyt wiele.
Wie to i stary, wie też i młody,
Że najważniejsza jest w naszym ciele.
I nic lepszego, ani zdrowszego
Nie ma do picia na całym świecie.
W niewiedzy żyje, kto nie wie tego,
Że jest też źródłem piękna w kobiecie.
Na "czarnym lądzie" czyli w Afryce
Bardziej niż złoto jest dziś ceniona,
W każdej dziedzinie, sztuce, technice
Była, jest i będzie nie zastąpiona.
Jaka to bieda w jej niedostatku
Wie kto zobaczy w studni swej dno.
Co by nie mówić mój miły bratku
Woda to życie - pij H2O.


                             Ewa Cieślak - " Woda, woda "   




   W dalszym ciągu pozostaję w Kamerunie, tym afrykańskim kraju, ale nie będzie już o jedzeniu. Dzisiaj coś dla spragnionych - woda.
   Afryka, co też zaznaczone jest w wierszu wyżej, kojarzona jest z brakiem wody, z suszą, z pustyniami. Bardzo często hasło "Afryka" daje odzew "Sahara". Jest to jakaś prawidłowość, bo przecież największe pustynie Sahara i Kalahari są w Afryce, a tereny poza pustyniami też są ubogie w wodę, a przede wszystkim w zdrową wodę. 
   Nie mogę powiedzieć, że znam tereny pustynne, że je widziałem, że tam byłem. Afrykę znam jako tą "czarną Afrykę". Odwiedziłem kilkakrotnie Kamerun, byłem w Rwandzie i dawnym Zairze, dziś Republika Demokratyczna Kongo. 
   Ale przepraszam, widziałem Saharę, nie byłem na niej, ale widziałem ją z góry z samolotu. 
   Widzieć pustynię z wysokości 10 -11 km to nie to samo co przedeptać ją butami, ale zawsze coś. Sahara z wysokości to w moim przypadku piękna piaszczysta kraina nad którą przepływają obłoczki chmur. Można to podziwiać, kontemplować, wiedząc że siedzi się w klimatyzowanej kabinie samolotu.      

"baranki" obłoczków nad Saharą :



w zbliżeniu widać skaliste wzgórza
otoczone morzem piachu : 



   Sahara to nie tylko piaszczyste wydmy, znane nam z pięknych zdjęć. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale większość tej pustyni jest skalista, a do tego poorana dolinami "rzek". Słowo "rzek" dałem w cudzysłów, bo wiadomo żadna rzeka na Saharze nie płynie, jest to sucha pustynia, ale czy kiedyś były? Pewnie tak. Historia geologiczna lubi zaskakiwać

skalista Sahara:



czy to nie jest wyraźnie koryto rzeki?



   Powiedziałem wyżej, że nie byłem na pustyni. Przepraszam, byłem. Egipskie piramidy w Gizie położone są poza terenem nawadnianym przez Nil, leżą więc już na pustyni. Byłem na pustyni.

tu w Gizie dotknąłem pustyni :




   Miało być o wodzie, a ja opowiadam o jej braku, o pustyni. W Afryce jest również woda, są rzeki, niektóre otoczone tropikalną zielenią są bardzo malownicze. Potężna część Afryki to zlewisko Nilu, a inna potężna część to zlewisko Konga. Jako ciekawostkę podam, że byłem w Rwandzie, na przełęczy, która jest granicą między tymi zlewniami.

na lewo Kongo, na prawo Nil :



rzeka Kienke w Kribi :



każda rzeka, nawet ta najmniejsza,
to droga komunikacyjna :






   Rzeka to woda..Każda wioska ma takie miejsce nad rzeką, czy rzeczką, czasem jest ono odległe nawet.do 2 km od domostw, gdzie przychodzi się po wodę na potrzeby domowe, gdzie robi się pranie, gdzie można się wykąpać. Co ciekawe. Do kąpieli kobiety i mężczyźni przychodzą albo o różnych porach, albo mają oddzielne, wydzielone miejsca. Nie ma tutaj czegoś takiego jak podglądanie. Na fotce poniżej zauważmy - kobiety są po lewej stronie, mężczyźni po prawej, a rozdzielają ich piorące kobiety. Jedynym ciekawskim byłem ja, robiący zdjęcie. Nie spotkałem się z aprobatą.

  Doume - nad rzeką :



   Często słyszymy o różnego rodzaju projektach dotyczących budowy studni w Afryce. U nas w Rzeszowie, w niektórych parafiach jest zbierana makulatura, z której sprzedaży środki przeznaczone będą na budowę studni. Są też inne formy wspierania takich inicjatyw. Moja podpowiedź jest jedna : jeżeli jest taka inicjatywa, pomagajmy jak możemy. Czysta woda w Afryce to naprawdę "woda życia".
   Będąc w Kamerunie widziałem we wioskach studnie, w każdej wiosce jedna, lub kilka w zależności od wielkości wioski, zbudowane w ramach jakiegoś projektu. W niektórych z nich, z uwagi na małą wydajność, woda była reglamentowana. Pompa zamykana na kłódkę, otwierana była na dwie godziny rano i dwie wieczorem. Spotkałem taką studnię przy której "stała kolejka" kanistrów, wiader i innych naczyń, czekając na godzinę otwarcia.
   Projekt projektem. Ktoś studnię wybudował ale wiadomo, wszystko ma swój czas. Każde urządzenie się zużywa, każda śruba może się zerwać. Jest problem. Na wschodzie Kamerunu gdzie przebywałem nie ma sklepu, gdzie można kupić śrubę do wymiany. Trzeba jechać do stolicy. Dzisiaj jest już droga asfaltowa, ale dziesięć lat temu kiedy była droga tylko gruntowa to taka wyprawa do stolicy trwała trzy dni. A w ogóle kto ma samochód na taki wyjazd? Samochody mają tylko żandarmeria, misjonarze i handlarze, którzy od czasu do czasu zaglądają by kupić banany czy kawę. Zepsuta studnia zostaje najczęściej zepsutą.

    
studnia w Esseng :



a to zepsuta studnia w jednej z wiosek w okolicach Doume :




   Zaznaczyłem, że wodę trzeba przynosić z odległości nieraz 2-3 km. W tradycji plemion kameruńskich przyniesienie wody na potrzeby domowe to obowiązek dzieci. To one, czy to starsze, czy przedszkolaki zabierają kanistry, wiadra i idą po wodę. Wodę jak i inne ciężary w Kamerunie nosi się na głowie, ale z jedną różnicą. Naczynie z wodą podtrzymuje się ręką - wody nie da się pozbierać w przypadku przypadku.  

dzieci idą po wodę :



mokry ciężar na głowie :




przedszkolaki też mają swój udział
w obowiązkach domowych :



jeżeli nie dzieci, a głowa rodziny niesie wodę,
to i kanister musi być słusznych rozmiarów :  



  Woda jak wiadomo ma różne zastosowanie. Najczęściej zużywamy ją do różnego rodzaju "potrzeb domowych". Nie wiem czy zaparzanie kawy to też potrzeba domowa, ale jest jeden moment decydujący o naszym życiu, gdzie bez wody ani rusz ...


ja Ciebie chrzczę ...



siostra Ania zaprosiła mnie do Kamerunu na kawę :
tu też potrzebna była woda.




 

   A oto kilka myśli "z wodą" :
 
bywa, że cicha woda rwie brzegi
sztorm natomiast serca porywa.


cicha woda kiedyś się wzburzy.


nawet największa woda ma dno.


samotna jak destylowana woda.


przy nim to i woda ma smak.


nasze myśli są jak woda ...
bo "przelewamy" je na papier

środa, 24 stycznia 2018

CO DZISIAJ NA OBIAD ?


Obiad dzisiaj stanął w świątecznej zastawie.
Co się zdarza we śnie, dziś było na jawie.
Był rosół z kurczaka, bogaty w jarzyny,
Z makaronem własnym, o jakim marzymy.

Do drugiego dania był wybór dwojaki,
Sypka kasza z gryki, lub młode ziemniaki.
Ziemniaki z okrasą pokryte koperkiem,
A do nich schabowy z pieczonym żeberkiem.

Do drugiego dania dwie przystawki dano,
Obie były z warzyw zalanych śmietaną.
Mizerią się często jedną z nich nazywa,
Bo ogórek świeży sam w śmietanie pływa.

Drugą tak po prostu wszyscy zwą sałatą,
Jest ona dostępna przez calutkie lato.
Sałata specjalną zalewą zroszona,
Smak ma słodko-kwaśny i jest lekko słona.

Dopełnieniem obiadu był kompot z porzeczki,
W szklanicach nalany, a do nich łyżeczki,
By owoc leżący gdzieś głęboko na dnie
Wypijając kompot można spożyć składnie.


                                    / jarmolstan - " Niedzielny obiad " /



   W poprzednim moim poście wspomniałem (i pokazałem zdjęcia) posiłek przygotowany dla dzieci z oratorium w Ngelemendouka w Kamerunie. Nieopatrznie zaznaczyłem, że nie byłem zaproszony do stołu. Pojawiły się od razu pytania: " a co ty jadłeś tam w Kamerunie? "

nasz obiad w jednej z wiosek :


   Nie jestem smakoszem egzotycznych potraw i najchętniej, gdybym mógł, wybrałbym kuchnię polską, naszą domową. Niestety tam gdzie byłem, to jest na południowym wschodzie Kamerunu, w tropikalnych lasach o polskiej kuchni można sobie tylko pomarzyć. Problem jest w tym, że nie ma ziemniaków i chleba, a są to chyba podstawowe produkty naszego wyżywienia. Ziemniaki w tym klimacie - gorąco i wilgotno, po prostu po posadzeniu zaparzą się i zgniją, więc się ich nie sadzi i nie są znane. Można dostać ziemniaki w stolicy kraju Jaunde dokąd są sprowadzane, oraz w miastach na zachodzie kraju gdzie jest inny klimat i można je jako egzotykę uprawiać. Przyznam, że jadłem ziemniaki, takie przywiezione ze stolicy, ale to był nietypowy obiad. W klimacie wschodniego Kamerunu nie ma również zbóż. W ogóle nie ma traw takich jakie znamy z Europy. Przede wszystkim są lasy, a jeżeli gdzieś rośnie trawa to taka wysoka na kilka metrów, twarda, sztywna, coś w rodzaju naszych trzcin. Natomiast chleb występuje w tym kraju w postaci typowych francuskich długich bagietek - dawna kolonia francuska. Oczywiście ten chleb, te bagietki można kupić w Jaunde, a to jest odległość 300 km.
   Podstawa pożywienia na wschodzie Kamerunu to maniok i banany. Słyszałem wcześniej, że maniok to tak jak w Polsce ziemniaki. Jest to prawda w tym sensie, że jest spożywany w różnej postaci tak jak u nas ziemniaki na co dzień, jest również podobny w smaku do ziemniaków. Bulwy manioku - ja bym powiedział korzenie, bo bardziej przypominają mi długi bulwiasty korzeń. Napisałem "maniok spożywany w różnej postaci". Maniok może być tak jak nasze ziemniaki z wody, puree, w postaci leguminy, zawijany jak nasze gołąbki w liście bananowca jako baton. Maniok można rozdrabniać i po wysuszeniu ścierać na mąkę, można spożywać go na wiele, wiele innych sposobów. Przyznam, że maniok mi smakował, co świadczy, że nadaję się do Afryki. No tu chyba popełniłem błąd, bo maniok to nie tylko Afryka, również Ameryka Płdn. Azja. Po pszenicy i ryżu zajmuje trzecie miejsce jako produkt spożywany przez ludzkość.

ja i krzaki manioku :



   Banany, ten drugi z powszechnych produktów, są nam znane. Jedyne co różni te sprowadzane do Polski od kameruńskich to smak i zapach. Nasze w Polsce dojrzewają w sztucznych warunkach w dojrzewalniach Warunki naturalne nadają tym owocom same plusy. Trzeba jeszcze zaznaczyć, że jest bardzo dużo odmian bananów o różnym kolorze i przede wszystkim o różnym smaku. W zależności od odmiany ich przeznaczenie jest różne. Jadłem frytki z bananów - smaczne.

taka kiść bananów waży całkiem sporo : 



banany można kupić,
są wystawiane na sprzedaż przy drodze : 



z mojej drugiej wyprawy do Kamerunu
pozostało powiedzenie Krystiana :
"wyobraź sobie, stoisz w środku Afryki i jesz banana"




    Maniok, banany, ale jest jeszcze firmowe danie kameruńskie.
   Kiedy Portugalczycy szukali sobie kilka wieków temu miejsca w Afryce pod swoje kolonie, zawinęli na wybrzeże Zatoki Gwinejskiej. Okazało się, że klimat  tu jest bardzo niezdrowy, malaryczny i popłynęli dalej do dzisiejszej Angoli. Wybrzeże to obfitowało w krewetki, więc nazwali ten kraj Krewetka czyli po portugalsku Kamerun.
    Faktycznie krewetki są. Niektórzy zachwycają się smakiem mięsa z tego skorupiaka, ja do nich nie należę Zostałem można powiedzieć zmuszony by zjeść jedną krewetkę - jak można jeść stworzenie, które na ciebie "patrzy". Nie widziałem natomiast przeszkód by zrobić sobie zdjęcie nad talerzem krewetek.

smacznego :




zastawianie pułapek na krewetki i inne skorupiaki :



     Często Afryka kojarzy nam się z głodem. Jest to prawda. Tam, gdzie brakuje wody, tam nie ma co jeść. Wschód Kamerunu, lasy tropikalne, tutaj wilgoci nie brakuje i z głodu może umrzeć tylko biały. Miejscowi znają, mają wiedzą co jest trujące, a co można jeść, nie powinno być głodu. Nie znaczy to jednak, że nie ma tu ludzi biednych, chorych, samotnych czy niezaradnych, którym trzeba pomagać, również wyżywić.

    Dla mnie Afryka kojarzy się z obfitością różnych smacznych owoców. Jest to zdecydowanie plus dodatni.

niebo w gębie :



co zerwiesz to twoje :




ananasy naprawdę nie rosną na drzewach :



natomiast kokosy tak :



    Powiedziałem już, że nie jestem amatorem egzotycznych potraw, ale jestem w Kamerunie i nie mogę grymasić. Trzeba zjadać co podadzą i jeszcze dziękować Bogu, że nakarmili.
    Byliśmy w jedną niedzielę na wiosce, gdzie ks. Mirek sprawował eucharystię w czasie której ochrzcił siedmioro dzieci. Normalnie wierni na "dojeździe" zawsze księdza nakarmią, poczęstują obiadem. W tym przypadku wiedzieli, że poza księdzem będzie jeszcze trójka gości. Zostaliśmy zaproszeni na obiad zorganizowany wspólnie przez rodziców trójki ochrzczonych dzieci. Byliśmy ciekawi takiego obiadu, ale chyba bardziej ciekawi nas byli nasi gospodarze. Zaskoczeniem dla nas było podanie nam przed i po posiłku miski z wodą do obmycia rąk. Oni, miejscowi nie musieli rąk myc. Każdy dostał talerz, a my biali dostaliśmy również łyżkę, lub widelec. Ks. Mirek wytłumaczył nam, że jest to wyjątek, bo w zasadzie łyżka jest niepotrzebna, wystarczą ręce. Jest szwedzki stół. Mięso kozie, chyba kurczak i ugotowana małpa, której do dzisiaj mi szkoda. Z garnka wystawała jej rączka - jak to można jeść. Była rolada z pestkami czegoś ogórkowatego i oczywiście maniok taki prosto z wody, oraz jako "bule". Te bule, które już znałem z obiadu w Betare-Oya, tutaj były bardziej "smaczne", takie świąteczne, bo nadziane białymi robaczkami. Mąkę maniokową gotuję się z niedużą ilością wody, powstaje ciasto, które formuje się w gałki wielkości dużego pączka. To jest ta bula. A nadzienie? Miejscowi kiedy przechodzą obok palmy to słyszą cichy szmer w przypadku gdy pod korą gnieżdżą się te smaczne białe robaczki i je stamtąd wydłubują i już jest to smaczne, bogate w białko nadzienie. Do popicia mieliśmy matango - palmowe wino. Dopytałem się skąd palma i wino. Po prostu zbiera się się palmowy sok, a po jego sfermentowaniu powstaje matango.
   Tak jak powiedziałem, nie jestem smakoszem egzotycznych potraw, a do tego wiem, że "na wiosce" lepiej pozostać niedojedzonym niż chorym. Starałem się zjeść tylko tyle by nie być "niegrzecznym". Moje jedzenie ograniczyłem właściwie tylko do manioku i koziego mięsa. Krystian poszedł w moje ślady, natomiast Sławek i ks. Mirek jedli wszystko i wszystko im smakowało. Sławek był tym, który chyba pokochał kuchnię kameruńską.
   Już ciemną nocą wróciliśmy na biskupstwo do Doume, gdzie czekała na nas obiadokolacja - dzięki temu razem z Krystianem przeżyłem.
   Użyłem określenia jedzenie "na wiosce". W warunkach kameruńskich bardzo łatwo nabawić się chorób przewodu pokarmowego i to chorób tropikalnych, bardzo groźnych. Wiedziałem, miałem powiedziane by unikać jedzenia z przypadkowej kuchni, a jeżeli chodzi o wodę to miałem wybrać śmierć z pragnienia niż napicie się przypadkowej wody. Zawsze zabieraliśmy ze sobą butelki filtrowanej wody z "naszego" źródła. Jedzenie i picie wody na parafii było bezpieczne. Nawet kiedy byliśmy w stolicy kraju Jaunde, korzystaliśmy z restauracji chińskich, hinduskich, ale nie z kameruńskich.

   Przyznam się, że jednak spróbowałem potraw, o których mówię egzotyczne.
  Będąc u sióstr michalitek w Betare-Oya jadłem mięso węża, tego dużego, dusiciela. Mięso tych małych węży to podobno dobre na rosół.

moja porcja węża
dopiero co wyjęta z zamrażarki :   
 


   Na biskupstwie w Doume było kiedyś na obiad mięso z krokodyla. Bardzo mi smakowało.


małe krokodylki z rzeki Dja
czekają na kupca :



mały rekinek
- podpłynął za blisko do brzegu :



taaaakie ryby też mi smakowały :



   Pokazując to zdjęcie poniżej, zawsze tłumaczę, że nie jest to kupa słonia. To mała termitiera, a termity przysmażone na patelni to też smaczne skwareczki

termitiera z Ayos :



a tu na przykościelnym placu w Atoku 
suszy się kawa :
ale to już nie do jedzenia - kawę piłem



kawa pięknie kwitnie,
a jeszcze piękniej kwitnąca pachnie :





nie ma bardziej szczerej miłości
niż miłość do jedzenia


apetyt przychodzi w miarę jedzenia.


jedz mniej,
bramy raju są wąskie.


jeśli nie możesz wykarmić stu osób,
daj jedzenie jednej.


chleb otwiera każde usta 








wtorek, 16 stycznia 2018

RODZINNY OBIAD


Nie ma nic milszego, niech kto chce mi wierzy,
Jak rodzinny obiad w sielskiej atmosferze.
Obrus świeży leży, starsi znad talerzy do młodzieży
Szczerze szczerzą się.
Wujek Leon z punktu ku kuzynkom czterem
Z odpowiednim zmierza żartem, czy duserem.
Dziadzio je z orderem, kuzyn z profelerem,
Ciocia tartym serem sypie w krąg.
Tak co dnia obiad trwa, wdzięku moc w sobie ma.
Obserwować choćby można z przyjemnością
Jak się wujek Leon zawsze dławi ością,
Czyni to z godnością, rzeczy znajomością,
Wuj z natury powściągliwy jest.
A ciotunia w każde danie wciąż sypie ser, tarty ser. 
Bo pasuje do wszystkiego tarty ser.
Czasami kuzyn co ma profeler
Twierdzi, że to nie jest fair.
A dziadunio tak zabawnie gryźć umie wąs, prawy wąs.
Bo przeszkadza mu w konsumpcji prawy wąs.
Kuzynki mają przez to oczopląs,
Nie chcąc sosów tknąć ni miąs.
Bo jak się na dziadzia zapatrzą to yyy.
Ciocia kiedyś chciała skonać na artretyzm,
Bo dziadziowi nagle order wpadł w ordewry
I na pół go przegryzł podśpiewując :
Evrybody love somebody smaczne to !
Tak to w atmosferze sielskiej i intymnej
Zwykł przebiegać obiad nasz rodzinny.
Wuj się dławił siny, kuzyn robił miny,
A ciociny tarty ser mdlił nas.


                                        / Wojciech Młynarski - " Obiad rodzinny " / 



    Już chwila minęła jak Wojciech Młynarski śpiewał tę żartobliwą piosenkę. 
   Pewnie nie wspominał bym o tej obiadowej piosence gdyby nie zdjęcia, które zrobiłem, tak po prostu ku pamięci, podczas jednego z naszych rodzinnych obiadów. Może nie była to cała nasza rodzina - wtedy trzeba by było wynająć salę w lokalu, ale zawsze co obiad rodzinny to obiad. Z tego rodzinnego obiadu wybrałem właściwie tylko jedno zdjęcie, które zainspirowało mnie do pokazania zdjęć innego obiadu.
   Na tym moim zdjęciu stoi już na stole cała "bateria" talerzy przygotowanych do nalania rosołu.
   Ale po kolei.

to jest ta inspirująca mnie
"bateria" talerzy :



   Mój dobry znajomy powiedziałby, że tych talerzy jest "chwila", czyli dosyć dużo. Dla niego może dużo, ale ja chcę Wam pokazać te "chwila talerzy" w powiększeniu, w zwielokrotnieniu.

to jest ta moją "chwila talerzy" :  



   Taka ilość talerzy robi wrażenie. To nie to co kilka na rodzinnym stole. Talerz z czymś, ale nie wiem z czym, bo nie byłem zaproszony do stołu. Może to być np kakao, lub coś w tym rodzaju, ale na pewno słodkie - to wiem. Obok kawałek bagietki posmarowanej czymś w rodzaju nutelli, czyli też słodkie. Taki poczęstunek przygotowany jest dla dzieci z Oratorium Św. Michała Archanioła, prowadzonym przez misjonarki, siostry Michalitki w Ngelemendouka w Kamerunie. Jest to nietypowy, uroczysty poczęstunek., a właściwie niedzielny obiad. Parafię Ngelemendouka wizytuje dzisiaj ks. biskup Jan, który grupie wiernych udzielił sakramentu bierzmowania. W Polsce napisałbym "udzielił młodzieży", ale tutaj w Kamerunie do bierzmowania przystępuje grupa wiernych nie koniecznie młodych, są również moi równolatkowie. Druga, nie wiem czy dla tych dzieci nie ważniejsza, okazja tej uroczystości to wizyta w oratorium osoby z Polski, która stara się wspierać pomocą tak duchową jak i materialną prowadzony przez siostry dzienny sierociniec i to oratorium.

wreszcie przyszedł moment,
kiedy możemy zasiąść do stołu : 



smacznego :



komu dokładkę ?



było tak dobre,
że łyżka nie była potrzebna :



teraz to już możemy uśmiechnąć się 
do tej głodnej jeszcze "bladej twarzy" : 



jedno co zauważyłem;
żadne z dzieci nie męczyło się jedzeniem
jak to przytrafia się naszej Haneczce :


  

   Obiad zakończony, modlitwa odmówiona, możemy zacząć cześć oficjalną.
   W imieniu dzieci, sióstr i całego personelu jeden z nauczycieli wręczył mi piękne podziękowanie.




są też prezenty : 



   Prezenty, to zawsze miła rzecz, ale najpiękniejszą jest ta hebanowa figurka madonny z dzieciątkiem, trzyma na przez dziewczynkę w czerwonym fartuszku. Kiedy ją otrzymałem miałem powiedziane, że ma ona stać w tej izbie, gdzie razem z m-me Ireną modlimy się wieczorem.
   Stoi.

   Wszystko co oficjalne zakończyło się, teraz "blada twarz" 
może pozbyć się całego ciężaru przyniesionego worka :




jeszcze pamiątkowe zdjęcie z gromadą dzieci :





chyba się spóźnię na mój obiad :




nigdy nie wiesz co los ugotuję ci na obiad


i pamiętaj ...
nigdy nie jedz za dużo na obiad,
bo nie będziesz miała miejsca na deser.


nawet gorący obiad nie nasyci cię 
tak jak ciepłe słowo.