sobota, 8 października 2016

DOBRZE  TEMU,  KTO  W  SWOIM  DOMU   04  Kamczatka


Pamiętam cichą uliczkę w miasteczku,
Gdzieś na krańcu świata.
Jarzębiny korale przed domem
I dom, do którego wracam.

Ogród w cichej uliczce,
Dzieci grające w berka,
Słońce patrzące z kałuży,
Tańczące na kafelkach.

Jeszcze mamy brązowe oczy
I śmiech w każdym kącie,
Zapach maciejki pod oknem
I w żonkilach zamknięte słońce

Czy zostało coś jeszcze
Z tamtych ścieżek lata,
Może tylko czyjeś serce
Tkwi zamknięte w kwiatach.

                              /Bazydło Jerzy - "Dom rodzinny"/



   Moje miasto, dom rodzinny, to miejsca, które są dla mnie zawsze piękne, najlepsze. To tu jestem na "swoich śmieciach". Każdy ma takie swoje miejsce, gdzie czuje się jak u siebie w domu.
    Kiedy przyjedzie się do obcego miasta też szuka się takiego "swojego" miejsca.
   Jadąc, a właściwie lecąc do Pietropawłowska na Kamczatce zastanawiałem się jakie to miasto, jaka architektura w nim dominuje, czy znajdę w nim to moje miejsce.
   Okazuje się, że jest to typowe miasto, które znamy z naszych PRL-owskich czasów, czyli wielka płyta, oczywiście z domieszką starego budownictwa i pojawiającego się nowego.
   Dla mnie najciekawszymi okazały się małe jednopiętrowe, najczęściej dwu lub trzy klatkowe, drewniane bloki, pamiętające czasy z przed wojny ojczyźnianej. To budownictwo najbardziej mi się podobało.

W jednym z nich na ulicy Sowietskaja 16/16 mieszkałem ...
... widok od ulicy :


... a to widok od podwórka,
proszę zwrócić uwagę na rude tabliczki w narożu : 



... nasz blok posadowiony jest na stoku wzgórza,
z którego zimą mogą schodzić lawiny  



... a w zimie jest tu śniegu chwilę ...

                                                                                             zdjęcie z archiwum ks. Jana


... wejście do domu z ciekawym zadaszeniem ...



... drzwi z wiatrołapu na klatkę schodową ...



... inne tego typu drewniane bloki też są ładne ...














   Pietropawłowsk Kamczacki to miasto położone w części na stokach wzgórz opadających dosyć stromo do Zatoki Awaczyńskiej. Ulice na zboczach prowadzone są mniej więcej równolegle do siebie i aby przedostać się z ulicy na ulicę trzeba pokonać nie zwykły chodnik tylko schody. Tych schodów dłuższych, krótszych jest dziesiątki, a może setki.
   Idąc z naszego mieszkania do kaplicy parafialnej musieliśmy pokonać tzw. ruchome schody. Na starą konstrukcję metalowo-betonową, która już się sypała nałożono drewnianą nakładkę, której deski też już latały na wszystkie strony - były ruchome, stąd ta nasza nazwa.



... a to przykłady innych schodów którym nie nadaliśmy nazwy ...








Myślę, że jeszcze podzielę się moimi budowlanymi wspomnieniami z Pietropawłowska.

                                                                                                    i to "było by na tyle"  Zygmunt
                                                                                                 



   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz