Pamiętam cichą uliczkę w miasteczku,
Gdzieś na krańcu świata.
Jarzębiny korale przed domem
I dom, do którego wracam.
Ogród w cichej uliczce,
Dzieci grające w berka,
Słońce patrzące z kałuży,
Tańczące na kafelkach.
Jeszcze mamy brązowe oczy
I śmiech w każdym kącie,
Zapach maciejki pod oknem
I w żonkilach zamknięte słońce
Czy zostało coś jeszcze
Z tamtych ścieżek lata,
Może tylko czyjeś serce
Tkwi zamknięte w kwiatach.
/Bazydło Jerzy - "Dom rodzinny"/
Moje miasto, dom rodzinny, to miejsca, które są dla mnie zawsze piękne, najlepsze. To tu jestem na "swoich śmieciach". Każdy ma takie swoje miejsce, gdzie czuje się jak u siebie w domu.
Kiedy przyjedzie się do obcego miasta też szuka się takiego "swojego" miejsca.
Jadąc, a właściwie lecąc do Pietropawłowska na Kamczatce zastanawiałem się jakie to miasto, jaka architektura w nim dominuje, czy znajdę w nim to moje miejsce.
Okazuje się, że jest to typowe miasto, które znamy z naszych PRL-owskich czasów, czyli wielka płyta, oczywiście z domieszką starego budownictwa i pojawiającego się nowego.
Dla mnie najciekawszymi okazały się małe jednopiętrowe, najczęściej dwu lub trzy klatkowe, drewniane bloki, pamiętające czasy z przed wojny ojczyźnianej. To budownictwo najbardziej mi się podobało.
zdjęcie z archiwum ks. Jana
Dla mnie najciekawszymi okazały się małe jednopiętrowe, najczęściej dwu lub trzy klatkowe, drewniane bloki, pamiętające czasy z przed wojny ojczyźnianej. To budownictwo najbardziej mi się podobało.
W jednym z nich na ulicy Sowietskaja 16/16 mieszkałem ...
... widok od ulicy :
... a to widok od podwórka,
proszę zwrócić uwagę na rude tabliczki w narożu :
... nasz blok posadowiony jest na stoku wzgórza,
z którego zimą mogą schodzić lawiny
... a w zimie jest tu śniegu chwilę ...
zdjęcie z archiwum ks. Jana
... wejście do domu z ciekawym zadaszeniem ...
... drzwi z wiatrołapu na klatkę schodową ...
Pietropawłowsk Kamczacki to miasto położone w części na stokach wzgórz opadających dosyć stromo do Zatoki Awaczyńskiej. Ulice na zboczach prowadzone są mniej więcej równolegle do siebie i aby przedostać się z ulicy na ulicę trzeba pokonać nie zwykły chodnik tylko schody. Tych schodów dłuższych, krótszych jest dziesiątki, a może setki.
Idąc z naszego mieszkania do kaplicy parafialnej musieliśmy pokonać tzw. ruchome schody. Na starą konstrukcję metalowo-betonową, która już się sypała nałożono drewnianą nakładkę, której deski też już latały na wszystkie strony - były ruchome, stąd ta nasza nazwa.
... a to przykłady innych schodów którym nie nadaliśmy nazwy ...
Myślę, że jeszcze podzielę się moimi budowlanymi wspomnieniami z Pietropawłowska.
i to "było by na tyle" Zygmunt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz