środa, 24 stycznia 2018

CO DZISIAJ NA OBIAD ?


Obiad dzisiaj stanął w świątecznej zastawie.
Co się zdarza we śnie, dziś było na jawie.
Był rosół z kurczaka, bogaty w jarzyny,
Z makaronem własnym, o jakim marzymy.

Do drugiego dania był wybór dwojaki,
Sypka kasza z gryki, lub młode ziemniaki.
Ziemniaki z okrasą pokryte koperkiem,
A do nich schabowy z pieczonym żeberkiem.

Do drugiego dania dwie przystawki dano,
Obie były z warzyw zalanych śmietaną.
Mizerią się często jedną z nich nazywa,
Bo ogórek świeży sam w śmietanie pływa.

Drugą tak po prostu wszyscy zwą sałatą,
Jest ona dostępna przez calutkie lato.
Sałata specjalną zalewą zroszona,
Smak ma słodko-kwaśny i jest lekko słona.

Dopełnieniem obiadu był kompot z porzeczki,
W szklanicach nalany, a do nich łyżeczki,
By owoc leżący gdzieś głęboko na dnie
Wypijając kompot można spożyć składnie.


                                    / jarmolstan - " Niedzielny obiad " /



   W poprzednim moim poście wspomniałem (i pokazałem zdjęcia) posiłek przygotowany dla dzieci z oratorium w Ngelemendouka w Kamerunie. Nieopatrznie zaznaczyłem, że nie byłem zaproszony do stołu. Pojawiły się od razu pytania: " a co ty jadłeś tam w Kamerunie? "

nasz obiad w jednej z wiosek :


   Nie jestem smakoszem egzotycznych potraw i najchętniej, gdybym mógł, wybrałbym kuchnię polską, naszą domową. Niestety tam gdzie byłem, to jest na południowym wschodzie Kamerunu, w tropikalnych lasach o polskiej kuchni można sobie tylko pomarzyć. Problem jest w tym, że nie ma ziemniaków i chleba, a są to chyba podstawowe produkty naszego wyżywienia. Ziemniaki w tym klimacie - gorąco i wilgotno, po prostu po posadzeniu zaparzą się i zgniją, więc się ich nie sadzi i nie są znane. Można dostać ziemniaki w stolicy kraju Jaunde dokąd są sprowadzane, oraz w miastach na zachodzie kraju gdzie jest inny klimat i można je jako egzotykę uprawiać. Przyznam, że jadłem ziemniaki, takie przywiezione ze stolicy, ale to był nietypowy obiad. W klimacie wschodniego Kamerunu nie ma również zbóż. W ogóle nie ma traw takich jakie znamy z Europy. Przede wszystkim są lasy, a jeżeli gdzieś rośnie trawa to taka wysoka na kilka metrów, twarda, sztywna, coś w rodzaju naszych trzcin. Natomiast chleb występuje w tym kraju w postaci typowych francuskich długich bagietek - dawna kolonia francuska. Oczywiście ten chleb, te bagietki można kupić w Jaunde, a to jest odległość 300 km.
   Podstawa pożywienia na wschodzie Kamerunu to maniok i banany. Słyszałem wcześniej, że maniok to tak jak w Polsce ziemniaki. Jest to prawda w tym sensie, że jest spożywany w różnej postaci tak jak u nas ziemniaki na co dzień, jest również podobny w smaku do ziemniaków. Bulwy manioku - ja bym powiedział korzenie, bo bardziej przypominają mi długi bulwiasty korzeń. Napisałem "maniok spożywany w różnej postaci". Maniok może być tak jak nasze ziemniaki z wody, puree, w postaci leguminy, zawijany jak nasze gołąbki w liście bananowca jako baton. Maniok można rozdrabniać i po wysuszeniu ścierać na mąkę, można spożywać go na wiele, wiele innych sposobów. Przyznam, że maniok mi smakował, co świadczy, że nadaję się do Afryki. No tu chyba popełniłem błąd, bo maniok to nie tylko Afryka, również Ameryka Płdn. Azja. Po pszenicy i ryżu zajmuje trzecie miejsce jako produkt spożywany przez ludzkość.

ja i krzaki manioku :



   Banany, ten drugi z powszechnych produktów, są nam znane. Jedyne co różni te sprowadzane do Polski od kameruńskich to smak i zapach. Nasze w Polsce dojrzewają w sztucznych warunkach w dojrzewalniach Warunki naturalne nadają tym owocom same plusy. Trzeba jeszcze zaznaczyć, że jest bardzo dużo odmian bananów o różnym kolorze i przede wszystkim o różnym smaku. W zależności od odmiany ich przeznaczenie jest różne. Jadłem frytki z bananów - smaczne.

taka kiść bananów waży całkiem sporo : 



banany można kupić,
są wystawiane na sprzedaż przy drodze : 



z mojej drugiej wyprawy do Kamerunu
pozostało powiedzenie Krystiana :
"wyobraź sobie, stoisz w środku Afryki i jesz banana"




    Maniok, banany, ale jest jeszcze firmowe danie kameruńskie.
   Kiedy Portugalczycy szukali sobie kilka wieków temu miejsca w Afryce pod swoje kolonie, zawinęli na wybrzeże Zatoki Gwinejskiej. Okazało się, że klimat  tu jest bardzo niezdrowy, malaryczny i popłynęli dalej do dzisiejszej Angoli. Wybrzeże to obfitowało w krewetki, więc nazwali ten kraj Krewetka czyli po portugalsku Kamerun.
    Faktycznie krewetki są. Niektórzy zachwycają się smakiem mięsa z tego skorupiaka, ja do nich nie należę Zostałem można powiedzieć zmuszony by zjeść jedną krewetkę - jak można jeść stworzenie, które na ciebie "patrzy". Nie widziałem natomiast przeszkód by zrobić sobie zdjęcie nad talerzem krewetek.

smacznego :




zastawianie pułapek na krewetki i inne skorupiaki :



     Często Afryka kojarzy nam się z głodem. Jest to prawda. Tam, gdzie brakuje wody, tam nie ma co jeść. Wschód Kamerunu, lasy tropikalne, tutaj wilgoci nie brakuje i z głodu może umrzeć tylko biały. Miejscowi znają, mają wiedzą co jest trujące, a co można jeść, nie powinno być głodu. Nie znaczy to jednak, że nie ma tu ludzi biednych, chorych, samotnych czy niezaradnych, którym trzeba pomagać, również wyżywić.

    Dla mnie Afryka kojarzy się z obfitością różnych smacznych owoców. Jest to zdecydowanie plus dodatni.

niebo w gębie :



co zerwiesz to twoje :




ananasy naprawdę nie rosną na drzewach :



natomiast kokosy tak :



    Powiedziałem już, że nie jestem amatorem egzotycznych potraw, ale jestem w Kamerunie i nie mogę grymasić. Trzeba zjadać co podadzą i jeszcze dziękować Bogu, że nakarmili.
    Byliśmy w jedną niedzielę na wiosce, gdzie ks. Mirek sprawował eucharystię w czasie której ochrzcił siedmioro dzieci. Normalnie wierni na "dojeździe" zawsze księdza nakarmią, poczęstują obiadem. W tym przypadku wiedzieli, że poza księdzem będzie jeszcze trójka gości. Zostaliśmy zaproszeni na obiad zorganizowany wspólnie przez rodziców trójki ochrzczonych dzieci. Byliśmy ciekawi takiego obiadu, ale chyba bardziej ciekawi nas byli nasi gospodarze. Zaskoczeniem dla nas było podanie nam przed i po posiłku miski z wodą do obmycia rąk. Oni, miejscowi nie musieli rąk myc. Każdy dostał talerz, a my biali dostaliśmy również łyżkę, lub widelec. Ks. Mirek wytłumaczył nam, że jest to wyjątek, bo w zasadzie łyżka jest niepotrzebna, wystarczą ręce. Jest szwedzki stół. Mięso kozie, chyba kurczak i ugotowana małpa, której do dzisiaj mi szkoda. Z garnka wystawała jej rączka - jak to można jeść. Była rolada z pestkami czegoś ogórkowatego i oczywiście maniok taki prosto z wody, oraz jako "bule". Te bule, które już znałem z obiadu w Betare-Oya, tutaj były bardziej "smaczne", takie świąteczne, bo nadziane białymi robaczkami. Mąkę maniokową gotuję się z niedużą ilością wody, powstaje ciasto, które formuje się w gałki wielkości dużego pączka. To jest ta bula. A nadzienie? Miejscowi kiedy przechodzą obok palmy to słyszą cichy szmer w przypadku gdy pod korą gnieżdżą się te smaczne białe robaczki i je stamtąd wydłubują i już jest to smaczne, bogate w białko nadzienie. Do popicia mieliśmy matango - palmowe wino. Dopytałem się skąd palma i wino. Po prostu zbiera się się palmowy sok, a po jego sfermentowaniu powstaje matango.
   Tak jak powiedziałem, nie jestem smakoszem egzotycznych potraw, a do tego wiem, że "na wiosce" lepiej pozostać niedojedzonym niż chorym. Starałem się zjeść tylko tyle by nie być "niegrzecznym". Moje jedzenie ograniczyłem właściwie tylko do manioku i koziego mięsa. Krystian poszedł w moje ślady, natomiast Sławek i ks. Mirek jedli wszystko i wszystko im smakowało. Sławek był tym, który chyba pokochał kuchnię kameruńską.
   Już ciemną nocą wróciliśmy na biskupstwo do Doume, gdzie czekała na nas obiadokolacja - dzięki temu razem z Krystianem przeżyłem.
   Użyłem określenia jedzenie "na wiosce". W warunkach kameruńskich bardzo łatwo nabawić się chorób przewodu pokarmowego i to chorób tropikalnych, bardzo groźnych. Wiedziałem, miałem powiedziane by unikać jedzenia z przypadkowej kuchni, a jeżeli chodzi o wodę to miałem wybrać śmierć z pragnienia niż napicie się przypadkowej wody. Zawsze zabieraliśmy ze sobą butelki filtrowanej wody z "naszego" źródła. Jedzenie i picie wody na parafii było bezpieczne. Nawet kiedy byliśmy w stolicy kraju Jaunde, korzystaliśmy z restauracji chińskich, hinduskich, ale nie z kameruńskich.

   Przyznam się, że jednak spróbowałem potraw, o których mówię egzotyczne.
  Będąc u sióstr michalitek w Betare-Oya jadłem mięso węża, tego dużego, dusiciela. Mięso tych małych węży to podobno dobre na rosół.

moja porcja węża
dopiero co wyjęta z zamrażarki :   
 


   Na biskupstwie w Doume było kiedyś na obiad mięso z krokodyla. Bardzo mi smakowało.


małe krokodylki z rzeki Dja
czekają na kupca :



mały rekinek
- podpłynął za blisko do brzegu :



taaaakie ryby też mi smakowały :



   Pokazując to zdjęcie poniżej, zawsze tłumaczę, że nie jest to kupa słonia. To mała termitiera, a termity przysmażone na patelni to też smaczne skwareczki

termitiera z Ayos :



a tu na przykościelnym placu w Atoku 
suszy się kawa :
ale to już nie do jedzenia - kawę piłem



kawa pięknie kwitnie,
a jeszcze piękniej kwitnąca pachnie :





nie ma bardziej szczerej miłości
niż miłość do jedzenia


apetyt przychodzi w miarę jedzenia.


jedz mniej,
bramy raju są wąskie.


jeśli nie możesz wykarmić stu osób,
daj jedzenie jednej.


chleb otwiera każde usta 








    .   









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz