wtorek, 2 października 2018

ROSJA  17

KIRÓW
- Słobodskoj

Wszędzie gdzie brzoza
i muzyka w kołach jadącego na jarmark woza:
"Aj dierbień, dierbień kaługa" śpiewa wóz i w słońce jedzie ...

gdzie wiewiórki są królewny, a królowie - niedźwiedzie,
gdzie kobiety noszą pierś wysoko,
a w oczach zmrużonych całą słodycz świata,

gdzie na wędrowca czeka wieczorem herbata
i mały dom i sen i brzęk talerza
i głupie rzeźbione drzwi, dla biedaków otwarte na ościeżaj 
- wszędzie tam,
choćby to było na końcu świata,
jest Rosja.

                                                 Konstanty Ildefons - Gałczyński - " Rosja " 



   W poprzednim poście napisałem, że w samym Kirowie, gdzie znaleźliśmy się w naszej podróży na wschód Rosji nie ma, poza monasterem Tryfona Wiackiego, nic specjalnie zabytkowego. Nieduże, jak na stolicę obłastii, miasto, właściwie bez historii, bez zabytków, po prostu, jak mówią miejscowi, prowincja.
   Ks. Grzegorz znając moje zainteresowanie zabytkami architektury, zaproponował nam odwiedzenie miasta Słobodskoj. Miasta, gdzie czas zatrzymał się sto lat temu. To zatrzymanie się czasu i to o całe stulecie bardzo mnie zaintrygowało. Bardzo chętnie zgodziłem się na wyjazd, raczej nie dowierzając słowom Grzegorza, ale ...
   Przed nami tylko kilkadziesiąt kilometrów, a więc w drogę.
   Słobodskoj, zatrzymujemy się na centralnym placu, na rynku, gdzie wita nas, a jakże, stojący na białym cokole, obok miejskiej fontanny, Lenin.

Słobodskoj - miejska fontanna : 


"biały" Lenin :


   Kierujemy się do znajdującego się przy naszym placu, w nieczynnej cerkwi muzeum regionalnego. Tu możemy prześledzić na planszach i makietach rozwój miasta. Jest tu zgromadzonych wiele starych przedmiotów domowego gospodarstwa, wyrobów rzemieślniczych, produkowanych w miejscowych manufakturach szklanych naczyń, samowarów. Dla mnie ciekawostką były wykonane z huby różnego rodzaju ozdoby, puzderka. Zwróciłem uwagę na zbiór książek, ale Quo Vadisu nie było. Znalazłem natomiast ewangeliarz z 1759 roku - wielka księga.
muzeum regionalne w nieczynnej cerkwi : 


gabloty ze zbiorami : 


szkło gospodarcze z miejscowej manufaktury :  


wyroby z huby :
/dla mnie ciekawostka/ 


ewangeliarz z 1759 roku :


   Nasz kolejny punkt zwiedzania to cerkiew Świętego Michała Archanioła. Jest to perełka, stanowiąca chlubę Słobodskoj. Maleńka, piętrowa o nietypowej bryle. Podejrzewam, że drugiej takiej nie spotkamy w całej Rosji, a także poza nią. Kilka lat temu zdemontowano ją, rozebrano na pojedyncze elementy drewniane i wysłano na wystawę do Paryża. Po powrocie złożono ją z powrotem i nadal służy zwiedzającym - jest to oddział regionalnego muzeum. Bardzo ładny, ciekawy obiekt. Niestety nie posiada oryginalnego wyposażenia cerkiewnego. Jest tu wystawa ikon i drewnianych rzeźb. 

piękna mini cerkiewka Św. Michała Archanioła : 


dzieci w ramach szkolnych zajęć 
odtwarzają cerkiewkę w akwareli :  


wystawa ikon : 


drewniane rzeźby aniołów :


   Żegnamy Świętego Michała i jego cerkiewkę. Podglądam jeszcze postępy prac malujących dzieci. Też chciałbym tak malować. Akwarele bardzo lubię, ale czy ja bym tak potrafił? Chyba nie.
    
   Idziemy do kolejnej cerkwi. Słobodskoj to około 35 tysięczne miasto, a już widzę w nim sześc cerkwi. Ile ich naprawdę jest? Pewnie o kilka więcej.
   Cerkiew Świętej Katarzyny już z daleka robi na mnie wrażenie. Duża, z niebieskimi kopułkami, sprawia że czuję się bliżej nieba. Jeszcze do niedawna w jej pomieszczeniach gospodarzył miejscowy zakład coś produkujący, ale od kilkunastu lat przywrócono tutaj Bożą Służbę. Przechodzimy przez bramę. Zauważam ciekawe ozdobne detale na elewacji, a więc mimo prowadzonej wewnątrz produkcji, ktoś o to dbał, konserwował. Może można było lepiej o to dbać, bo widzę wyłażące spod białej farby stare zacieki, wykwity wilgoci, czy uszkodzone niektóre ozdoby, ale znając sytuację tego typu obiektów w czasach komuny to trzeba przyznać - nie jest źle. Wnętrze też ładnie odnowione.

Cerkiew Świętej Katarzyny : 


ozdobne detale elewacji : 


Cerkiew Świętej Katarzyny - wnętrze :


   Mamy zaliczoną kolejną cerkiew, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Miejscowi informatorzy podpowiadają nam, że jest tu w Słobodzkoj monastyr męski i żeński. Jeżeli jest to znaczy, że musimy tam zaglądnąć. Na pierwszy ogień monastyr męski, bo bliższy. Wejściowa brama nawet zachęcająco wygląda, ale za nią, lekko zaniedbane współczesne budynki produkcyjne jakiegoś zakładu. Przy ogrodzeniu cmentarz pochowanych tu kiedyś mnichów. Ktoś najwyraźniej stara się cmentarne mogiły uporządkować, ale to jeszcze długa droga. Nie wiem czy ten zakład jest czynny czy nie, bo nikomu nasze plątanie się po placu nie przeszkadza. Kierujemy się do drugiej bramy nad którą znajduje się odnowiona już cerkiew. Zaglądamy do środka - bardzo skromnie.

wyglądająca zachęcająco brama wejściowa 
do męskiego monasteru : 


dzisiejsza monasterska rzeczywistość
budynki produkcyjne :  


     cerkiewka przy drugiej bramie
 męskiego monasteru :


  Mimo, że "monaster" to brzmi dumnie, nic nas w nim specjalnie nie ujęło. Po prostu oryginalne obiekty przestały już istnieć, a te powstałe w zamian, produkcyjne można sobie zdecydowanie odpuścić. Jedynie mnisi cmentarz, wymagający dużej pracy renowacyjnej, jest ciekawy. Trudno nam było odczytać nagrobne inskrypcje, ale czuję, że jest tu pochowanych wielu ciekawych, interesujących mieszkańców tego monasteru.

   Idziemy do monasteru żeńskiego z obawami, że zastaniemy podobną sytuację, ale tu niespodzianka. Większość klasztornych budynków zachowana, chociaż w stanie technicznym, nazwałbym to, opłakanym. Widać trwają prace remontowe, ale ... Nie jestem żadnym fachowcem, jeżeli chodzi o renowację zabytków, ale widzę, że nim te prace zostaną zakończone, trzeba będzie podjąć decyzję o kolejnym remoncie. Po prostu zawilgoconych ścian nie można tynkować dopóki nie zrobi się porządnych przeciwwilgociowych izolacji. A tego tu nie widzę. Widzę natomiast wykwity wilgoci na nowych tynkach. Szkoda.  

otynkowany cokół budynku
- już widać wykwity wilgoci :

    Jedno co mnie zauroczyło to kolor klasztornych budynków. Widać, że tu przebywają niewiasty - wszystko w różu.      


 klasztorne obiekty żeńskiego monasteru
w różu :

   Wchodzimy do klasztornego budynku. Drzwi otwarte, cisza, ani żywej duszy. Czuję się trochę nieswojo. Przecież ktoś powinien się nami zainteresować. Przechodzimy korytarz, po schodach wychodzimy na piętro Trafiamy do domowej kaplicy. Ciągle pusto i cicho. W kolejnym dopiero pomieszczeniu spotykamy monaszkę. Skulona w kącie, modli się, a może przestraszona krokami kogoś obcego, udaję że coś czyta. Na nasze pytania stara się nie odpowiadać. Zostawiamy jej parę rubli i się wycofujemy. Nazwałem ją "strażniczką ikon".

klasztorne korytarze : 



cicho sza - nie ma nikogo :


w domowej (klasztornej) kaplicy - cerkwi : 


"strażniczka ikon" :


   Opuszczamy monaster. Kierujemy się do kolejnej wskazanej nam przez kogoś miejscowego, cerkwi Świętego Mikołaja. Duża ceglana świątynia, ale widać, że jej nie oszczędzano. Dzisiaj w trakcie remontu. Odbudowywane są wieża, kopuła i wieżyczki. Kiedyś powinna wyglądać pięknie.


remontowana cerkiew Świętego Mikołaja : 


   Stanisław już dawno stracił apetyt na zwiedzanie cerkwi więc muszę się mu w jakiś sposób poddać. Zbieramy się powoli do powrotu. Warto było tu przyjechać.
    Słobodskoje to nie tylko cerkwie. Kiedyś było to miasto znane w szerokiej okolicy z tego, że tutaj można się było zaopatrzyć we wszelkiego rodzaju zwierzęce skóry. Handel skórami to była specjalność miejscowych kupców. To tutaj zaopatrywała się carska armia w skórę na buty i kożuchy. Zyski, a były one niemałe, lokowano w nieruchomości. Fundowano i utrzymywano cerkwie, monastery. Powstawały duże, drewniane mieszczańskie domy, bardzo często piętrowe. Po upadku caratu, upadł również handel. Zniknęły zyski, ale pozostały domy. Pozostały dosłownie takie jak sto lat temu. Niektóre remontowane trzymają się nieźle, niektóre popadają w ruinę, innych już dawno nie ma. Miasto przestało się rozwijać, zatrzymało się w czasie sprzed stu lat i to jest dzisiaj jego atrakcją.    


uliczki Słobodskoj :



kilka myśli o starych miastach :

po tylu latach wmawiania mi, że są miasta,
 do których nie wraca się nawet pamięcią,
chcesz teraz powiedzieć, że takich miast nie ma ?


moje miasto to moja zakazana miłość
- kocham tą ziemię, kocham te budynki,
kocham tych ludzi, kocham specjalne miejsca tutaj.
Kocham w nim wszystko, ale żyć w nim nie mogę.


jestem tu i zawsze byłem,
zmienił się czas więc i ja się zmieniłem.


puste miasto, 
a w nim ja i moje marzenia
 nie do spełnienia.





2 komentarze:

  1. Niesamowita sprawa z cerkwią św. Michała Archanioła. Oczywiście świadom jestem, że przeniesienie szczególnie drewnianych obiektów jest możliwe i bardzo często także u nas jest to wykonywane, ale zawsze jestem pełen podziwu dla tych którzy to logistycznie muszą ogarnąć, aby potem każdy element był na swoim miejscu. W Stanach Zjednoczonych przenosi się całe domy, tam mają problem z kolei z transportem, głównie szerokość dróg, ale wiem że wszystko jest możliwe!!! Chciałbym wziąć udział przy takich przenosinach, wprawę trochę Zygmusiu mamy bo zdobyliśmy ją przy stawianiu Krzyża w Kamerunie, nieprawdaż???

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas często przenoszone są zabytkowe, drewniane budynki do skansenu. Też trzeba każdy element przy rozbiórce opisać, ponumerować. Jest to do wykonania, może trochę trudniejsze niż nasz krzyż w Doume.
    Miło mi gdy wspominasz "nasz Kamerun"

    OdpowiedzUsuń